Czas na już ósmego Moto Weeka. A w nim o nowej Tesli i smutne wieści o Infiniti i wesołe o Subaru. Choć właściwie też smutne bo nim nie pojeździmy. W każdym razie zapraszam do czytania. A poprzednie motoryzacyjne „pigułki” informacyjne znajdziecie tutaj.

Tesla Y

Tesla Y to ostatni model z lineupu S3XY zapowiadanego przez Elona Muska parę lat temu. To SUV, czy jak kto woli crossover – większy od trójki, ale mniej vanowaty od X’a. Wygląda spoko.

Bedą dostępne cztery wersje – standardowa przejedzie 230 mil (czyli około 370 km), osiagnie setkę w około 6 sek i będzie kosztować 39 tys dolarów (niezła cena!), wersja long range kosztuje z kolei 47 tys. dolarów, przejedzie 300 mil (czyli trochę ponad 480 km) i rozpędzi się do setki w około 5.7 sek.

Będa jeszcze wersje Dual Motor (450 km zasięgu i setka w 5 sek, cena 51k $) i Peformance z takim samym zasięgiem jak Dual Motor, ale czasem 0-100 3.7 sek. i ceną 60 tys. dolarów.

Najtańsza Tesla Y ma być dostępna dopiero wiosną 2021 roku, natomiast lepsze wersje już na jesień 2020. Elon pewnie jeszcze pare razy zmieni zdanie, więc nie ma się co do tych terminów przywiązywać.

Koniec Infiniti w UE

Infiniti zapowiedziało ze w ciągu 12 miesięcy wycofa się z całej Unii Europejskiej i zamknie swoje salony sprzedaży. Serwisy autoryzowane mają działać dalej (bo przecież sporo egzemplarzy ma jeszcze gwarancję producenta). Zakończy się też produkcja modeli Q30 i QX30 w Wielkiej Brytanii. Producent jest niezadowolony ze sprzedaży i chce skupić się na rynku amerykańskim i chińskim oraz… Europie Wschodniej. Tak więc w razie potrzeby będziecie mogli pojechać po nowe Infiniti na Ukrainę albo do Rosji. A ja już chyba nie będę miał okazji przetestować fury tego producenta. A szkoda, bo na Q60 czy QX70 miałem sporą ochotę.

Subaru WRX STI S209

Subaru to inna japońska marka, która zdaje się być na naszym rynku w odwrocie. O ile za dobrych lat w Europie sprzedawało się nawet blisko 60 tys. egzemplarzy samochodów tej marki, to w 2018 roku było to niespełna 37 tysięcy i normy WLTP jeszcze zapewne dalej pogorszą te statystyki. Kto to widział, żeby żadne Subaru w ofercie nie miało turbo… A tymczasem w Stanach, gdzie w zeszłym roku Subaru sprzedało się ponad pół miliona najwyraźniej mocne silniki nie stanowią takiego problemu ekologicznego i do sprzedaży wjeżdza Subaru WRX STI S209. Amerykanie dostaną rozkręcony do 341 koni silnk 2.5 turbo, co da czas do setki w okolicach 4.7 sek. S209 ma też fotele Recaro, sztywniejsze niż standardowe zawieszenie Bilsteina czy naprawdę spory spoiler. No i manualną skrzynie. Nic tylko pozazdrościć.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Heather (@feisti_sti) on