Tydzień zrobił się ostatnio wyjątkowo długi ;), ale nowy Moto Week w końcu jest. A w nim zaprezentowane dziś, świeżutkie Subaru BRZ oraz o tym jak Tesla chciała trochę oszczędzić, ale nie wyszło.

Japońska nowość

Wiemy już jak będzie wyglądało nowe Subaru BRZ. To nadal współtworzone z Toyotą tylnonapędowe coupe ale tym razem z większym i mocniejszym silnikiem – boxer 2.4 litra rozwija 228 koni. Do tego skrzynia manualna lub sześciobiegowy automat. Czasu do setki producent nie podał, ale będzie to zapewne w okolicach 7 sekund. Z przodu i profilu jak dla mnie samochód zaczał przypominac trochę Nissana 350Z, a z tyłu z kolei starego Astona V8 Vantage. Jest naprawdę spoko.

Nowe Subaru BRZ ma mieć o 60% sztywniejsze nadwozie od poprzedniego modelu, co ma pozytywnie wpłynąć na prowadzenie. Bezpieczeństwo zapewni z kolei system EyeSight pozwalający uniknąć kolizji gdy kierowca się zagapi.

Wnętrze jest dalej oldskulowe – w stosunku do poprzednika zmienił się system multimedialny oraz zegary, które teraz składają się z dwóch ekranów LCD.

Niestety, samochód nie będzie sprzedawany w Europie. Oczywiście wymówką są normy spalin (które jednak jakoś nie przeszkadzaja np. Toyocie robić Supry, albo Maździe MX5). Trzeba będzie poczekać aż trochę się ich w Stanach porozbija i zostaną sprzedane za grosze na Coparcie.

Kolejne problemy z Teslami

Z jednej strony podziwiam i szanuję Teslę, za to, że „odczarowała” rynek samochodów elektrycznych i pokazała, że nie muszą być to smutne pudełka o słabych osiągach i zmusiła innych producentów do współzawodnictwa. Z drugiej strony, nie sposób (o ile nie jest się hardkorowym fanbojem marki, a takich jest zaskakująco sporo) nie zauważyć, że ilość wtop producenta jest ogromna. Po niedawnym temacie odpadającego szklanego dachu (tutaj) mamy nowy – padające systemy multimedialne, będące przecież jednocześnie „sercem” i jednym miejscem do obsługi całego samochodu.

Jak donosi portal ArsTechnica zanotowano już blisko 13 tysięcy awarii systemu multimedialnego związanych z zastosowaniem jako wewnętrznej pamięci, taniej konsumenckiej karty SD 8 GB, która po około 3 tysiącach zapisów staje sie bezużyteczna. Razem z kartą pada cały system i przestają działać funkcje nawet takie jak sygnał kierunkowskazów. Karta jest wlutowana na stałe w płytę główną systemu, więc nie można jej po prostu wymienić, trzeba podmienić całą jednostkę.

Producent wypuścił łącznie 6 poprawek, które miały ograniczyć korzystanie z karty pamięci i teraz podobno awarie mają nastąpić nie po 4-5, ale 11-12 latach. Tesla poinformowała też, że od maja stosuje już lepsze karty pamięci. Ci, którym padł system i zapłacili wcześniej za jego wymianę pogwarancyjną mają też odzyskać zwrot kosztów. Warto było oszczędzić 5 dolarów, Elon? ;)